Pod koniec maja w kinach
pojawi się „Maleficent” z Angeliną Jolie w roli głównej. Jest
to współczesna wariacja na temat „Śpiącej Królewny” -
klasycznej animacji Disneya z lat pięćdziesiątych. Tym razem
studio Disneya snuje opowieść o śpiącej Aurorze zupełnie
inaczej- z gwiazdorską obsadą, efektami specjalnymi i mrokiem
spowijającym każdy kadr.
Jako fanka wczesnego
Disneya podchodzę sceptycznie do tego przedsięwzięcia. Zaznaczam
od razu: nie będę obiektywna. „Śpiąca Królewna” to bajka
mojego dzieciństwa (mimo, że jestem od niej młodsza o całe 32 lata).
Oglądałam ją wiele razy i w różnych wersjach dubbingowych – za
każdym razem wywiera na mnie ogromne wrażenie. Film jest zabawny,
pouczający i ma wspaniale narysowane postaci (za postać Maleficent odpowiadał legendarny Marc Davis). Piosenki natomiast to prawdziwe
perełki, zwłaszcza, że muzyka pochodzi z baletu Piotra
Czajkowskiego.
Nie ma co się rozpisywać
- klasyczne animacje Disneya są po prostu fenomenalne. Wracając po
latach do „Piotrusia Pana”, „Królewny Śnieżki” czy nawet
nowszej „Pocahontas” uzmysławiam sobie jak wiele zawdzięczam
tym bajkom – wrażliwość na krzywdę zwierząt, szacunek do
natury czy niechęć do dorastania. I nie ma co się z tego śmiać –
na Disneyu wychowywały się całe pokolenia! W niektórych kręgach
uważa się, że ludzie, którzy nie płaczą kiedy umiera Mufasa są
bezduszni, a jeśli nie wiedzą dlaczego wilk tak wyje w księżycową
noc, to już w ogóle nie ma o czym z nimi rozmawiać.
Bolą mnie więc różne
części ciała, kiedy słyszę o takich pomysłach jak nakręcenie
mrocznej wersji „Śpiącej Królewny” z perspektywy złej
Wiedźmy. Robienie z tej historii pseudoburtonowskiej papki to jest
słownikowa definicja świętokradztwa. Nowy Disney zżyna ze starego
i to jest naprawdę w złym guście. Boli mnie zwłaszcza to
szarganie muzyką... „Once upon a dream” w wykonaniu Lany del
Rey!? Nóż w kieszeni się otwiera. Ta pani nie śpiewa sopranem, a
tylko SOPRAN jest w stanie udźwignąć ten utwór na godnym
poziomie. Angelina Jolie jako Maleficent myślę, że ujdzie w tłoku,
ale ta gówniara Fanning ma być Aurorą? Smutek i pożoga.
Mało tego! W
„Maleficent” widzowie zobaczą jak to z dobrej dziewczyny pod
wpływem traumatycznych doświadczeń wyrasta okropna wiedźma z
kompleksem niższości. Jeszcze tylko ckliwej historii tu brakowało!
Cały urok tej postaci polega właśnie na tym, że po prostu jest
zła, podła, nikczemna i mści się za to, że nie zaproszono jej na
imprezę. Teraz się okazuję, że miała trudne dzieciństwo i
jeszcze na jej zachowanie wpływa sytuacja polityczna królestwa.
Brzmi jak kiepski dowcip, a to nowy film wytwórni Walta Disneya.
Cóż, świata nie
zmienię! Pozostaje mi tylko w dniu premiery obejrzeć klasyczną
wersję raz jeszcze i zapomnieć w jak smutnych dla Disneya czasach
przyszło mi żyć.